sobota, 14 marca 2015
niedziela, 1 marca 2015
VII
Kay
Kiedy Sasha
wytypowała nieznanego nam chłopaka zapanowało poruszenie ta zdyscyplinowana i
ostra kapitanka wprowadziła nowego członka który przejawia wyraźną niechęć jak
i do nas jak i do niej… Podejrzane… Kiedy Kain, gdyż tak go nazwała wyszedł z
tłumu poczułem się jakbym patrzył w lustro dopóki nie zobaczyłem jego oczu,
krwisto, czerwonych kamieni… Wydał mi się znajomy ale moje myśli długo nie
zaprzątały sobie głowy tajemniczym chłopakiem.
-Co się przed chwilą
stało?-słyszę pytanie Terensa
Kapitan zwraca na
niego swoje szare oczy i unosi brew.
-Zaatakował was smok
czy to nie logiczne?
-Ale..-wyrywa się
Kobieta sztyletuje
go wzrokiem a mój przyjaciel jakby kurczy się w sobie.
-Idźcie-w
pomieszczeniu zapanowuje poruszenie-Wszyscy, teraz, już! Jaśniej trzeba?!
Kapitan opiera się o
stół i wpatruje się w nas gniewnie.
Roślejsi ode mnie czy od niej mężczyźni potykając się od siebie wychodzą
starając się nie zwrócić jej uwagi na siebie. Chwytam Soph za ramię i ciągnę do
wyjścia. Widzę jak dyskretnie kiwa komuś na pożegnanie jednak mojej uwadze
umyka komu je przesłała. Wymykamy się bocznym wejściem po drodze mijając
Terensa rozmawiającego z Freyą.
-Do zobaczenia-wołam
do przyjaciół a oni uśmiechają się do mnie.
Odbieram od
służącego konia i pomagam wsiąść siostrze, po czym sam dosiadam go. Poganiam
zwierzę i już po chwili mkniemy mrocznymi uliczkami w stronę zamku.
-O co w tym
wszystkim chodzi?-słyszę lekko stłumiony głos Soph
-Ja… zrozum, nasz
ojciec to tyran. On nie może dłużej rządzić. Kapitan nasz zgromadziła i chcemy
wystąpić przeciw niemu.
-Ale to nadal nasz
ojciec…-czuję jak kładzie delikatnie czoło na moich plecach.
-Wiem.
Na chwilę zapada
cisza przerywana tylko uderzaniem końskich kopyt o bruk. Przed nami niczym
zjawa majaczy potężny, królewski zamek.
-Co z smokami?
Waham się nad
odpowiedzią. Głównym celem organizacji jest obalenie króla i zapanowanie
pokoju. Ale czy smoki się w to wlicza? Nie wiem. Wśród nas są osoby szczerze
nienawidzące tych istot niektórzy jak ja je tolerują. Choć teraz już sam nie
wiem. Dzisiejszy atak był… przerażający? Można tak powiedzieć.
Kain
Kiedy ci wszyscy
nieproszeni goście wychodzą. Sasha obraca się w moim kierunku przysiada na
stole i przymyka oczy.
-Chciałam cię
chronić…
Prycham
rozdrażniony. Sama dobrze wie, iż mogę sam o siebie zadbać.
-Nie, to coś więcej.
Jeżeli to wszystko się nie powiedzie stracą wszystkich którzy brali w tym
udział.
-W
takim razie popłynie również moja
krew-stwierdzam z prostotą
Widzę jak jej usta
lekko odchylają się ku górze. Potrząsa głową i mówi.
-Kainie czy chcesz
pomóc mi obalić króla?-pyta
Tego to ja się nie
spodziewałem… Ani tego, że tak szybko się zgodzi w końcu jest znana z swojej
upartości.
-Łatwizna-uśmiecham
się krzywo.
Sasha podrywa się i
podchodzi do jednej z szaf. Wyciąga z niej długi rulon kiedy go rozwija na
stole okazuje się, iż jest to mapa naszego państwa ale nie taka zwykła. Widać
na niej co jest poza granicami imperium.
-Ludzie, których tu
widziałeś są mi poddani. Przed parędziesięcioma laty, przeczuwając co nadchodzi
utworzyłam zespół ludzi niezgadzających się z królem. Tak oto teraz jesteśmy
tutaj. Według oficjalnej wersji nie ma wśród nas smoków. Kłamstwo. Werbuje, a
następnie wysyłam je poza granice kraju do dawnej stolicy smoków. Czekamy,
przyczajone aby wreszcie zaatakować i odebrać to co nam siłą wyrwano. Wolność.
Tak więc jest pytanie. Wchodzisz w to Kainie?
Krzyżuję ręce nad
głową i kiwam głową w zamyśleniu. Za dużo informacji jak na jeden wieczór.
-Mam nadzieję że to
było pytanie retoryczne…
Asimi
Powoli otwieram
ociężałe powieki, mrugam leniwie i przewracam się na plecy. Kiedy orientuję się
co zrobiłam oczekuje spazm bólu ale zamiast tego nic nie czuję. Podrywam się
gwałtownie i zrzucam z siebie koc. Gdzie jestem? Wstaję z łóżka, a następnie
podchodzę do drzwi. Otwieram je i wchodzę do przestronnej jadalni. Przy jednym
z bardziej okazałych stołów siedzi kobieta o stalowoszarych włosach.
-Witaj-mówi lekko
ochryple
Jej twarz pozostaje
bez wyrazu.
-Ja… -nie wiem co
powiedzieć-Ja nie wiem co tu robię.
-Moja zaufana
podkomendna cię tu przyprowadziła. A więc pytanie brzmi smoczyco czy chcesz
usłyszeć więcej? A może wolisz odejść, tak po prostu w tej chwili? To twoja
jedyna szansa aby dowiedzieć się o co chodzi… A może z resztą lepiej tego nie
wiedzieć…?
Okey więc rozdział się pojawił i dużo więcej :) Zapraszam do zakładki pytania do bohatera gdzie będę odpowiadać w pierwszej osobie na wasze pytania względem jakiegoś smoka bądź człowieka. Pojawiła się również podstrona SPAM gdzie możecie reklamować swoje blogi :) A no i przypominam o ankiecie! Co do rozdziału. Jak mi poszło? Sama mam mieszane uczucia ale chyba jest ok.
środa, 25 lutego 2015
Rozdział VI
Asimi
Kiedy mdleje czuję
jakbym wirowała, a po chwili coś wciąga mnie do środka wizji. Widzę małą,
czarnowłosą dziewczynkę znajduje się w klatce a nad nią stoją ludzie słyszę ich
przytłumione głosy.
-Może by ją tak
zawieść do Dertmąd tam jest dużo zamówień na takie zabaweczki…
Drżę pod wpływem
tych słów. Oni porywają takich jak ja, a potem zabijają sprzedają… Sama nie
wiem co gorsze… Dziewczynka podnosi na mnie zapłakany wzrok jakby mnie widziała
ale w chwili kiedy nasze oczy się spotykają wciąga mnie do środka kolejny wir.
Widzę przycupniętego na ziemi chłopaka. Wydaje się w każdej chwili gotowy do
ataku jego rubinowe oczy rzucają nieme wyzwanie każdemu kto się napatoczy…
Nagle słyszę głuche trzaśnięcie a moje plecy rozrywa ból… Pojawiają mi się
mroczki przed oczyma.
Kain
-Do środka-Mówi
Sasha głosem nieznoszącym sprzeciwu
Patrzę na nią hardo
i nie ruszam się z miejsca. Pozostali zdążyli już wejść do środka ale my nadal
stoimy.
-Wytłumaczysz mi o
co tu chodzi?-Pytam cicho
Kobieta kiwa lekko
głowę.
-Kainie…
-Nie nazywaj mnie
tak-nie patrzę jej w oczy wymijam ją i otwieram drzwi
Uderza we mnie fala
dźwięków w pomieszczeniu zgromadziło się parudziesięciu osób w różny wieku i
różnej płeci. Przedzieram się pod ścianę i obserwuje tłum. Kiedy wchodzi Sasha
wszyscy milkną i dają jej przejść. Wzbudza w nich respekt widzę to…
-Gdzie daliście
dziewczynę?-Pyta a parę osób pokazuje dłonią na leżącą w przyległym do holu
pokoju.-Kain wiesz co robić
Podrywam głowę na
dźwięk swojego imienia patrzę na Sashę z złością ale mimo to wykonuje polecenie
Zgromadzeni
obrzucają mnie dziwnym spojrzeniem ale ja zbywam je wzruszeniem ramion z cienia
wychodzi niska dziewczyna z postrzępionymi włosami.
-Kim on jest?-Pyta z
wrogością w głosie
-Kimś-Patrzę
wyzywająco w oczy dziewczynie
Przechodzę do pokoju
obok i dochodzi mnie zapach krwi i czegoś jeszcze… Są różne rodzaje smoków ja
należę do ognistych i wyczuwam mi pokrewne w ludzkim ciele. Tak więc stwierdzam
na pewno… nieznajoma jest smokiem. Podchodzę do niej i zauważam jak tkanina
przemokła krwią. Białowłosa ma twarz ściśniętą bólem, jest cała blada a czarna
suknia oddziela się na tle je skóry czyniąc ją przerażająco bladą. Przysiadam
na skraju łóżka na której ją położono i kładę opuszki palców na jej
zakrwawionych plecach starając się sprawić jej jak najmniej bólu. Spod moich
palcy zaczyna wydzielać się srebrnawy blask. Nie jestem zwykłym smokiem umiem
leczyć nie wiem jak, nie wiem dlaczego ale umiem… Po chwili kiedy już jestem
przekonany, że dziewczyna jest zdrowa odrywam dłonie od jej ciała i wstaję.
Otrzepuje spodnie z wyimaginowanego kurzu, podchodzę do drzwi i opieram
się o framugę. Przede mną rozgrywa się
istna wojna na słowa….
Wiem, że krótko ale jest! Nareszcie -,- Ale don't worry już piszę nexsta :D Zapraszam do udziału w ankiecie!
piątek, 6 lutego 2015
Rozdział V
Asimi
Smok opada ku mnie a
ja cieszę się ostatnimi chwilami życia. Nie zdołam uciec… Moje ciało nie jest
gotowe aby przybrać prawdziwą formę spowodowało by to tylko niepotrzebny ból…
Granitowa smoczyca jest na wyciągnięcie ręki to też robię dotykając jej zimnych
ale pięknych łusek nagle podrywa się a jej szpony chwytają mnie w talii. Z
moich ust wydobywa się westchnięcie ulgi. Zimny wiatr owiewa moją twarz gdy się
wznosimy. Nie wiem co czuć… Dlatego emocje chowam gdzieś w głębi umysłu… Drżę
pod wpływem zimna i czuje jak zimne pazury napierają boleśnie na moje plecy…
Szwy pękają a moją suknie przemacza krew. Przed moimi oczyma zapada ciemność…
Kay
Zanim przedarłem się
przez tłum Soph zdążyła zniknąć… Wale z frustracją w ścianę. Nie sądziłem że
tak emocjonalnie zareaguje. W końcu nasz ojciec to potwór nic innego tylko
okrutne monstrum, tego nawet człowiekiem nazwać nie można! Podchodzi do mnie
Terrens i oznajmia spokojnie.
-Nie powiedziałeś
jej po co tu jesteśmy, prawda?
Kręcę przecząco
głową sam byłem święcie przekonany że mama jej powiedziała. Ale po co by ją tu
wysyłała w ogóle?!
-Musimy jej
poszukać-mówię zdecydowanie zaciskając usta w cienką kreskę. Wychodzę na dwór a
za mną podąża przyjaciel.
-Widziałeś
Freyę?-Pyta jednak ja kręcę przecząco głową moje myśli są zbyt zajęte Soph żeby
myśleć o innych.
-Soph!-wołam ale
odpowiada mi głucha cisza
Idziemy na około
domu ale nikogo nie znajdujemy coraz bardziej się niepokoję w końcu to moja
siostra. A jeśli coś się jej stało? Nigdy bym sobie nie wybaczył… Nagle ciszę
przerywa łopot skrzydeł uczjnie unoszę głowę i chwytam miecz do ręki.
-Czy to…smok?-Słyszę
jak głośno przełyka strach jakby był rzeczą materialną.
-Może…
Złudne są nasze
nadzieje jeśli tak jest. Mówiłem smoki nic nam nie robią chyba że są naprawdę
wściekłe… A mój ojciec już dawno sprowadził wiele z nich do ostateczności… W
tych czasach trzeba być ostrożnym. Łopot przybiera na sile i zauważam jak
poprzez burzowe chmury przedziera się wielki smok. Do moich uszu dociera krzyk
jakiejś służący z domu. Bestia mknie ku nam, unoszę miecz nad siebie i uginam
nogi wiem że to nic nie da…. Ale warto próbować. Koło mnie staje Terren
obdarzając mnie pożegnalnym spojrzeniem. 1…Bestia jest parę metrów od nas widzę
łuski na jej grzbiecie2…Granitowy smok jest na wyciągnięcie ręki3…Koniec?
Bestia w ostatniej chwili skręciła a nas powalił wiatr. Rozłożyła skrzydła i z
głośnym rykiem upuściła na ziemię bezwładne ciało… Odleciała tak po prostu
jakby załatwiła co miała… Ku nam z domu wybiega Kapitan razem z paroma
żołnierzami
-Nic wam nie jest
chłopcy?-pyta zachrypnięta dowódczyni
Zdobywam się tylko
słabe potrząśnięcie głową. Podpieram się na łokciach i patrzę na Terrensa on o
dziwo uśmiecha się szeroko.
-No stary pierwsze
spotkanie z smokiem zaliczone.
Uśmiecham się nad
jego lekkodusznością nagle na ziemię powala mnie tajemnicza się. Przytula mnie
mocno i moczy koszulę.
-Soph już dobrze nic
się nie stało…-szepcze
Kain
Siedzimy w kuchni
przy stole i popijamy herbatę. Czuję się
jakbym znał tę dziewczynę od lat choć nigdy wcześniej jej nie widziałem.
-Czyli Miriam co
robisz wy tych okolicach?-pytam
Po jej stroju i
manierach widać że się ma do czynienia z arystokratkę.
-Ja? Sama nie wiem
pojechałam z bratem na jakieś zebranie i dosyć dziwne że o tym nie
wiesz….Przecież ono odbywa się w tym domu.-Wydaje się lekko zakłopotana
-Co…?-Pytam
zdezorientowany-Jakie zebranie? Tu?
Kiwa potakująco
głową moje przemyślenia przerywa łopot smoczych skrzydeł wiem to doskonale w
końcu sam nim jestem. Słyszę jakiejś krzyki a towarzysząca mi brunetka
gwałtownie wstaje przewracając krzesło.
-Co to?-pyta
przestraszona
-Smok-Jedno proste
słowo a wywołuje tyle emocji
Gwałtownie podbiega
do drzwi i wybiega przez nie podąża za mną. Instynktownie wyczuwam
niebezpieczeństwo widzę dwóch chłopak wpatrujących się w niebo ku nim opada
granitowy smok którego nie znam.
-Kay-mówi przerażona
brunetka już ma zamiar pobiec do brata gdy chwytam ją za ramiona
-Nie, ku nim zmierza
smok narazisz się tylko-szepcze
Zastyga w bezruchu a
ja puszczam ją staram się ocenić intencje targające moim pobratymcem. Smoczycna
gdyż to jest ona trzyma coś w szponach wydaje się być zdecydowana i wręcz
okrutna. Nie wiem co zrobi… Kucam w każdej chwili gotowy przemienić się w swoją
prawdziwą smoczą formę. Moje czerwone oczy niebezpiecznie błyskają. Kontem oka
dostrzegam ruch po mojej prawicy i widzę Sashe razem z paroma osiłkami. Skąd
oni się tu wzięli przecież ona nigdy nie wydała by innego smoka. Smok jest już
blisko kiedy dostrzega mnie rzucam jej spojrzeniem wyzwanie jednak ona go nie
podejmuje rozwija skrzydła i porzuca zawiniątko na ziemię. Wycofuje się… Mądrze
z jej strony. Wstaję i widzę jak Marien podbiega do brata i rzuca go powtórnie
na ziemię. Nic z tego nie rozumiem… Co do tego ma Sasha i dlaczego nazywają ją
kapitanem?? Dwóch żołnierzy podchodzi do porzuconego ciała a moja opiekunka
wydaje im rozkazy.
-Zabierzcie ją do
środka musimy omówić coś się stało…-mówi ochryple
Wychodzę z cienia i
chowam ręce w kieszeniach i pytam beztrosko.
-A może by tak
najpierw mi wyjaśnić co tu się dzieje
Sasha zatrzymuje się
w pół kroku i obraca w moim kierunku.
-Co ty tu robisz?
-Ja? Ja tu tylko
mieszkam-Mój głos aż ocieka sarkazmem
środa, 28 stycznia 2015
Rozdział IV
Kay
Zaprowadziłem ją tam
za poleceniem matki. Ale teraz patrząc z perspektywy mądrzej było by ją zostawić na poboczu w końcu to
towarzystwo nie jest zbyt bezpieczne ale ważnym jest że działają w dobrej
wieże.
-To jest moja
siostra-Oznajmiam podnosząc wysoko podbródek
Zgromadzeni tam
ludzi patrzą na mnie kpiąco a Soph szepcze nerwowo.
-To chyba nie był
zbyt dobry pomysł
Przytakuję milcząco.
Chwytam ją za ramię i ciągnę do wysokiej kobiet z idealnie srebrnymi włosami.
-Kapitanie!-Prostuję
się ale i tak sięgam jej tylko do oczu.
-Co to ma
znaczyć?-Pyta ostro
-To że werbuje
nowych sojuszników?-Pytam udając zdziwienie
Kobieta patrzy na
mnie srogo ale ja uśmiecham się szeroko. Ale kapitan nic nie mówi i macha ręką
w stronę stolika gdzie siedzą moim przyjaciele. Blond włosy Terrens oraz Freya
która ma krótkie postrzępione ciemne włosy. Nigdy im nie mówiłem kim naprawdę jestem.
Znienawidzili by mnie… Na pewno tak by się stało w końcu to stowarzyszenie ma
na celu obalenie władzy i zaprzestaniu wojny… A ja jako syn króla zapewne
uznany był bym za szpiega. Mój przyjaciel patrzy zamyślony na Soph napinam się
jeśli rozpozna w niej córkę swojego największego wroga a przedstawiwszy ją jako
swą siostrę… Wolę o tym nie myśleć.
-Czy my się nie
znamy?-Pyta Terrens
Soph się spesza.
-Nie raczej
nie-Uśmiecha się przyjaźnie-Nazywam się Marion
Wzdycham z ulgą
jakby podała swoje prawdziwe imię na pewno by nas rozpoznano w końcu jak często
powtarzają się u rodzeństwa imiona Kay i Soph. Nigdy. Szlachta ma swoje
przywileje ich imiona zawsze są nie powtarzalne z wyjątkami czytaj Ja.
-Cześć-Mówi
uśmiechając się delikatnie Freya
-CISZA!!-Krzyczy
ktoś na Sali
Na stół nieopodal
nas wskakuje Kapitan i podpiera się na biodrach patrząc na nas surowo.
-Wszyscy tu
zgromadzenie chcą jednego… I to dostaną! Nadejdzie koniec despotycznej władzy
koniec wojen nadejdzie pokój ale chyba wszyscy wiemy jaką cenę trzeba za niego
zapłacić… Krew zostanie przelana w naszych szeregach będzie więcej trupów niż
żywych ale pamiętajcie przyszłość jest ważniejsza…najważniejsza.
Po tych słowach
rozlegają się brawa i okrzyki, zauważam wbity we mnie przerażony wzrok Soph.
Zaczyna przedzierać się przez tłum do wyjścia biegnę za nią. Nie spodziewałem
się że tak zareaguje w końcu nienawidzi ojca. Ale czy na pewno?
Kain
Idę ulicą w kierunku
targu kiedy przed moimi oczami zamajacza postać czarnowłosej dziewczyny
młodszej ode mnie ale prędko jakby się czegoś bała odwraca się i biegnie przed
siebie.
-Czekaj!-krzyczę i
podążam za nią
Dziewczyna skręca
gwałtownie w lewo i kiedy docieram do bocznej uliczki nikogo w niej nie ma….
Potrząsam głową w niedowierzającym geście a czarne włosy opadają mi na oczy.
Odwracam się na pięcie i wychodzę z uliczki. Może Sasha będzie wiedzieć o co
chodzi…
Asimi
Budzą mnie pierwsze
promienie słońca. Plecy mam sztywne i czuję poprzez moją delikatną skórę w
których miejscach nić przechodzi. Krzywię się nieznacznie będę musiała pozostać
w ludzkiej postaci przez parę tygodni zanim to się zagoi. Ostrożnie podnoszę się
na rękach i rozglądam się wokoło. Znajduje się w dosyć dużym wozie czuję jak
powóz turkocze kiedy natrafia na kamienie. Na ścianach powieszone są kusze i
miecze wszystkie wykonane z stali czyli jedynej rzeczy która może nas zranić w
ludzkiej postaci… Wpadłam po uszy moi wybawiciele to tak naprawdę pogromcy
smoków. No to żegnaj miły świecie!
Czytasz=Komentujesz
Co wy na to żebym zamówiła zwiastun do bloga? C:
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Rozdział III
Lecę wysoko o wiele
za wysoko aby wasze nic niewidzące oczy
nie mogły mnie zobaczyć. Boję się tak przeklęcie się boją… To wszystko dzieje
się za szybko co ja mam robić w stolicy? Wywalczyć pokój jak? Pazurami zębami
ostrymi jak sztylety a może mam wszystkich rozszarpać niczym zwierzynę? To nie
w moim stylu. Ale… Chyba nie mam innego wyjścia. Wojna nie pamiętam jej… wydaje
się m odległym zamazanym wspomnieniem które zaczerpnęłam od mamy ja sama jestem
młodym osobnikiem mam tylko pięć tysięcy lat to nic w porównaniu z moim wujem
który ma ich już siedemdziesiąt tysięcy. Wiem jednak że śmierć, wojna, strach
są złe ta po prostu. Nagle tuż koło mnie rozlega się ryk. Obracam łeb w
kierunku hałasu i widzę ogromnego
granitowego smoka które rubinowe oczy są wbite we mnie. Przyśpieszam i uciekam
przed napastnikiem. Nagle czuję ruch
powietrza skręcam gwałtownie prawo a łapa opada na moje błoniaste skrzydło
rozdzierając je boleśnie. Spadam w dół…
Kain
Od zawsze byłem
wyrzutkiem nawet za czasów pokoju. Dziwoląg zmoczy podmiot który rozwija się
jak człowiek…. Nie dziwi mnie to że rodzina mnie porzuciła zaraz po narodzinach
a podobno smoki dbają o swoich… W sierocińcu wychowywano mnie jak normalne
dziecko tak było dopóki w wieku dwunastu lat na moich plecach pojawił się
smoczy znak. Czarny wyglądających jak wypalony… Kiedy opiekunki to zobaczyły
wyrzuciły mnie na bróg niczym śmiecia. Jak miałem przeżyć w świecie w którym
żądzą bezwzględni dorośli. Zapewne umarłbym w oka mgnieniu gdyby nie Ona.
Przygarnęła mnie i pomogła przeżyć nauczyła latać. Zastąpiła mi matkę. A kiedy
rozpętała się nagonka na smoki uciekliśmy. Sasha mawia że najciemniej jest pod
latarnią dlatego też udaliśmy się do stolicy i żyjemy tam do dziś. Ja i Sasha.
Ale teraz coś się zmieniło wyczuwam mroczną energię ktoś lub coś naciąga… Coś
czemu nie dane będzie się na oprzeć.
Asmi
Kiedy się budzę leże
po środku pustyni a moje skrzydło krwawi. Podnoszę oszołomiona łeb i widzę że
obok mnie stoi czarnowłosy chłopak. Warczę. To na pewno jeden z prześladowców.
On jednak nie cofa się ale przygląda mi się z zainteresowaniem. Chłopak otwiera
usta ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk a zamiast tego on znika… Tak po
prostu. Opadam a ramię piecze niemiłosiernie ostatkiem sił zamieniam się w
człowieka ale to zbyt duży wysiłek… W mym umyśle zalega ciemność…
Kiedy powtórnie się
budzę leżę na czymś miękkim.
-Cicho dziecko-mówi
zachrypnięty kobiecy głos
Otwieram oczy i
widzę jak pochyla się nade mną starsza kobieta na nią stoi barczysty brodacz.
-Gdzie ja jestem co
się stało?
-Podejrzewamy że
zaatakowała cię jedna z tych bestii smoków… całe twoje plecy są rozszarpane.
Zdobywam się tylko
na kiwnięcie głową.
-Teraz musimy zszyć
twoją ranę będzie bolało…
Zaciskam oczy i usta
i potakuję niepewnie. Kiedy igła wbija się w moje plecy jęczę łzy zbierają się
pod moimi powiekami ale nie daje im ujścia. Zaciskam ręce na zwierzęcej skórze
i zaciskam zęby .Po chwili mdleje z bólu.
Czytasz=Komentujesz
Znów mam was zaszantażować? xd
niedziela, 25 stycznia 2015
Rozdział II
Asimi
Od czasu śmierci
mojej rodziny minęły dwa lata… Były one przepełnione cierpieniem i strachem co
przyniesie jutro. Ale czas to skończyć jestem kim jestem. Czasy smoków jeszcze
się nie skończyły i niech tak pozostanie. Ostatnie lata przebywałam w dawnej smoczej
siedzibie razem moim dalekim wujem. Polowałam rozmawiałam ale czy to można
nazwać życiem skoro wszystko co miałam zostało utracone?
-Asimi!-Woła mnie
staruszek
Znajdujemy
się w wielkiej jaskini mój wuj
leży zwinięty pod ścianą przybrawszy swą pierwotną postać czyli złotego
ogromnego smoka.
-Tak?
-Wiesz że musisz z
tond ruszyć aby nasze dziedzictwo nie zostało zapomniane
Ale dlaczego
przecież mi się tu dobrze żyje czy on mnie wygania jak natrętnego pisklaka?
-Nie to nie tak jak
myślisz mój czas się kończy…
Cofam się a kamienie
trzeszczą pod moimi szponami.
-Umierasz?-Mówię
słabym głosem-Ale my jesteśmy nieśmiertelni…
Starzec potrząsa
łbem
-Bzdura dziecko
wszystko ma swój kres a mój właśnie nadchodzi. Ale ty ocal nasz ród… To twój
obowiązek wobec gwiazd twych przodków. A teraz nikt nie jest bezpieczny a w
szczególności my na których wydano wyrok. Leć Asmi…
Jego głęboki ryk
odbija się wokół sklepienia. Ja jednak stoję nieruchomo.
-Leć!-Ryczy
Kręcę przecząco
łbem. Nagle wuj zrywa się z szybkością o jaką bym go nie podejrzewała jego zęby
błyszczą w ciemnej jaskini a ja zrywam się do lotu w ostatniej chwili… Patrzę na niego zaskoczona dlaczego chciał
mnie zabić?
-Leć i nie zawiedź
mnie ani przodków których życiem jesteś obarczona….
Kima
Słyszę
bolesny krzyk mojej matki i rumor mebli. Zastygam z bezruchu. W mojej głowie
nagle zalega pustka. Więź moja i mojej mamy znika. Po moim policzku spływa łza.
Słyszę głosy ludzi w sąsiednim pokoju. Wybiegam zanim cokolwiek się stanie.
Biegnę przerażona ulicami miasta. Łkam głośno i potrącam stojących mi na drodze
ludzi. Chcę przybrać swoją prawdziwą postać, ale wiem, że ludzie nienawidzą
smoków, że zamordowali moją matkę.
Kay
Nie rozumiem walki
która targa krajem od lat… Czy smoki nam coś zrobił? Nie to dlaczego mój ojciec
tak ich nienawidzi. Nigdy nie łamią przepisów chyba że młode osobniki. Mimo
tego że są o wiele silniejsze od nas i z łatwością mogły by nas zabić nie robią
tego. To bez sensu! Przecież nikt nie powinien był pogodzić się z własną
śmiercią. One są niewinne! Patrzę z nienawiścią w ojca który siedzi po drugiej
stronie ogromnego stołu suto zastawionego potrawami. To on wydał nie nie wyrok…
Człowiek którego zmuszonym jestem nazywać ojcem. Obok niego siedzi moja matka ma spuszczoną
głowę a której spoczywa złota korona. Widać iż obawia się swojego męża. Po
mojej lewej stronie wyprostowana siedzi Soph moja siostra wpatruje się w okno
nade mną jakby czegoś wyczekiwała. Jej czekoladowe włosy spadają kaskadą na
ramiona a przed nią stoi nie naruszone jedzenie.
-Soph-Mówi drżącym
głosem mama
Siostra wyrywa się z
odrętwienia. Ojciec patrzy na nas gniewnie, rozmowy przy jedzeniu są surowo
zabronione. Wbijam wzrok w talerz kiedy
słyszę szuranie to ojciec wstał od kolacji. Czekam aż wyjdzie z pomieszczenia i
dopiero wtedy sam odrywam się od jedzenia.
-Dobranoc Mamo…
Soph.-Mówię
Moja siostra podrywa
się z miejsca i dopada do mnie chwyta mnie za ramię.
-Kay zabierz mnie ze
sobą.-Mówi gorączkowo
Cofam się zaskoczony
myślałam że nikt nie wie o moich conocnych wypadach. Kręcę głową i wpatruję się
w nią niedowierzająco
-Skąd o tym
wiesz?-szepcze
-Mama-mówi
Patrzę
oskarżycielsko na rodzicielkę ona jednak unika mojego wzroku.
-Zabierz ją ze sobą.
Zaciskam wargi i
kiwam sztywno głową. Ciągnę Soph za ramię wychodzimy drzwiami dla służby.
-Cicho -syczę przez
zęby
Schodzimy na sam dół
gdzie czeka na mnie przygotowany wcześniej koń wprawnym ruchem siadam na niego
i podaję rękę Soph wspina się trochę nieporadnie ale daje radę. Obejmuje mnie w
pasie a ja popędzam konia. Wyjeżdżamy poza mury miasta i kieruję rumaka ku
pobliskiemu domu. Schodzę z konia i pomagam siostrze. Konia odbiera jeden z
służących a ja prowadzę siostrę u drzwią wejściowym. Wchodzę do środka i uderza
we mnie fala dźwięków które nagle cichną gdy zebrani zauważają moją siostrę.
-Kto to jest?-Pyta
ostry kobiecy głos
Czytasz=Komentujesz ;)
I mały szantaż pod tym postem muszą być dwa komy aby wstawiła rozdział III i tak jest już gotowy xdd Szantaż musi być xd
sobota, 24 stycznia 2015
Rozdział I
Lecę niczym srebrny
cień na nieboskłonie, skaza na ideale…. Bo tym przecież jesteśmy błędem w
waszym postrzeganiu świata. Co z tego że jeszcze parę tysięcy lat temu wszyscy
stawialiśmy się na równi? Nic, wasze krótkie żywota znikają w oka mgnieniu a my
nadal pamiętamy. Pamiętamy czasy królów i rozległe włości smoków nadal żywe są
obrazy z zamierzchłej przeszłości. Wolność… jak pięknie brzmi to słowo kiedy
nasze rasy są na skraju wojny. Smakuje w ustach niczym świeża krew lekko
podrażniając podniebienie i kłując w
język miarą swych doznań. Potrząsam głową i strącam natrętne myśli w otchłanie
umysłu. Teraz liczy się tylko to co dziś na daremne wspominać dawne czasy
smoczej świetności…naszej świetności.
Zwijam srebrne niczym stal skrzydła i pikuje ku ziemi. Widzę z
odległości parudziesięciu metrów rolników orzących pole czy też lisa
ścigającego zająca. Ziemia jest coraz bliżej a ludzie podnoszą na mnie
przestraszony wzrok. Czuję jakie obrzydzenie w nich budzę obrzydliwa bestia która nie zawaha się przed niczym. Ale
czy ja taka jestem? Nie. Kiedy jednak przybieram kruchą ludzką powłokę w nikim
nie budzę obrzydzenia i strachu… A przecież nadal jestem sobą nic się we mnie
nie zmienia. Ziemia jest coraz bliżej a
swój lot kieruję ku pobliskiemu lasu gdzie zmienię się w człowieka. Czuję
lekkie mrowienie w okolicy brzucha i nagle rozbłyskuje, ląduje na kolanach w
mej ludzkiej powłoce. Staję się białowłosą dziewczyną z szafirowymi oczami,
ubrana jestem w długą czarną suknie z długimi rękawami. Kieruję swoje kroki ku
dobrze mi znanym mur miasta. Wychodzę z cienia lasu i idę do bramy pozdrawiam
skiniem głowy. Wydają się roztargnieni i co po chwila kierują rozmarzony wzrok
ku głównej ulicy. Podążam za ich spojrzeniem i dostrzegam słup dymu. Coś się
pali? Mój dom jest w centrum staję się podejrzliwa przyśpieszam kroku i kiedy
do moich nozdrzy dochodzi swąd spalonego mięsa. Cofam się o krok a moją twarz
wykrzywia grymas. Obrzydlistwo… Wokół centrum stoją ludzie wielu z nich trzyma
pochodnie i miecze. Mój oddech przyśpiesza a w samym środku mnie zbiera się
panika i przerażenie. Co tu się dzieje?!
-Mamo! Tato!-Krzyczę
Jednak mój głos gnie
w okrzykach tłumu. Przeciskam się na przód i widzę stos zrobiony z ciał które
płoną… Co tu się stało….? A może nie chce wiedzieć? Do moich uszu dociera głos
jednego z dręczycieli zmarłych.
-Śmierć smokom!
Obrońmy nasz lud! Na stos z nimi!
Czuję się jakby ktoś
mnie uderzył i usilnie próbuję nie patrzeć na stos, jednak zerkam mimowolnie i
widzę wykrzywioną twarz ojca którego ubranie płonie a jego serce jest przebite
strzałą…. Obok niego leży cała moja rodzina. Mama siostra…nie żyją. Przyciskam
rękę do ust aby stłumić szloch. Ja też tam powinnam być i zginąć razem z nimi….
Obracam się gwałtownie i przeciskam poprzez zniewieściały tłum docieram na
ulicę i biegnę na ile mi starcza sił. Mijam obcych ludzi i docieram do bram
miasta. Muszę się ukryć… On zabijają takich jak ja. Zabili mi rodzinę….
Prolog
Kiedy
zawarliście z nami układ nastąpił koniec wszystkiego co znaliśmy… Wojny,
strach, bohaterowie-wszystko zapomniane… Ale nie przez nas, my jesteśmy wieczni
poprzez tysiąclecia trwamy wciąż na nowo wystrzegając się błędów przeszłości ale nie wy… Krucha, ludzka
pamięć zapomina, nienawidzi, boi się nieznanego. Wojna nadchodzi ale nie z
strony tych co uważacie za wrogów ona rodzi się w was samych. Strzeżcie się
ludzkie istoty tej nienawiści gdyż to ona, nie my może wypalić was od środka…
Subskrybuj:
Posty (Atom)