Asimi
Smok opada ku mnie a
ja cieszę się ostatnimi chwilami życia. Nie zdołam uciec… Moje ciało nie jest
gotowe aby przybrać prawdziwą formę spowodowało by to tylko niepotrzebny ból…
Granitowa smoczyca jest na wyciągnięcie ręki to też robię dotykając jej zimnych
ale pięknych łusek nagle podrywa się a jej szpony chwytają mnie w talii. Z
moich ust wydobywa się westchnięcie ulgi. Zimny wiatr owiewa moją twarz gdy się
wznosimy. Nie wiem co czuć… Dlatego emocje chowam gdzieś w głębi umysłu… Drżę
pod wpływem zimna i czuje jak zimne pazury napierają boleśnie na moje plecy…
Szwy pękają a moją suknie przemacza krew. Przed moimi oczyma zapada ciemność…
Kay
Zanim przedarłem się
przez tłum Soph zdążyła zniknąć… Wale z frustracją w ścianę. Nie sądziłem że
tak emocjonalnie zareaguje. W końcu nasz ojciec to potwór nic innego tylko
okrutne monstrum, tego nawet człowiekiem nazwać nie można! Podchodzi do mnie
Terrens i oznajmia spokojnie.
-Nie powiedziałeś
jej po co tu jesteśmy, prawda?
Kręcę przecząco
głową sam byłem święcie przekonany że mama jej powiedziała. Ale po co by ją tu
wysyłała w ogóle?!
-Musimy jej
poszukać-mówię zdecydowanie zaciskając usta w cienką kreskę. Wychodzę na dwór a
za mną podąża przyjaciel.
-Widziałeś
Freyę?-Pyta jednak ja kręcę przecząco głową moje myśli są zbyt zajęte Soph żeby
myśleć o innych.
-Soph!-wołam ale
odpowiada mi głucha cisza
Idziemy na około
domu ale nikogo nie znajdujemy coraz bardziej się niepokoję w końcu to moja
siostra. A jeśli coś się jej stało? Nigdy bym sobie nie wybaczył… Nagle ciszę
przerywa łopot skrzydeł uczjnie unoszę głowę i chwytam miecz do ręki.
-Czy to…smok?-Słyszę
jak głośno przełyka strach jakby był rzeczą materialną.
-Może…
Złudne są nasze
nadzieje jeśli tak jest. Mówiłem smoki nic nam nie robią chyba że są naprawdę
wściekłe… A mój ojciec już dawno sprowadził wiele z nich do ostateczności… W
tych czasach trzeba być ostrożnym. Łopot przybiera na sile i zauważam jak
poprzez burzowe chmury przedziera się wielki smok. Do moich uszu dociera krzyk
jakiejś służący z domu. Bestia mknie ku nam, unoszę miecz nad siebie i uginam
nogi wiem że to nic nie da…. Ale warto próbować. Koło mnie staje Terren
obdarzając mnie pożegnalnym spojrzeniem. 1…Bestia jest parę metrów od nas widzę
łuski na jej grzbiecie2…Granitowy smok jest na wyciągnięcie ręki3…Koniec?
Bestia w ostatniej chwili skręciła a nas powalił wiatr. Rozłożyła skrzydła i z
głośnym rykiem upuściła na ziemię bezwładne ciało… Odleciała tak po prostu
jakby załatwiła co miała… Ku nam z domu wybiega Kapitan razem z paroma
żołnierzami
-Nic wam nie jest
chłopcy?-pyta zachrypnięta dowódczyni
Zdobywam się tylko
słabe potrząśnięcie głową. Podpieram się na łokciach i patrzę na Terrensa on o
dziwo uśmiecha się szeroko.
-No stary pierwsze
spotkanie z smokiem zaliczone.
Uśmiecham się nad
jego lekkodusznością nagle na ziemię powala mnie tajemnicza się. Przytula mnie
mocno i moczy koszulę.
-Soph już dobrze nic
się nie stało…-szepcze
Kain
Siedzimy w kuchni
przy stole i popijamy herbatę. Czuję się
jakbym znał tę dziewczynę od lat choć nigdy wcześniej jej nie widziałem.
-Czyli Miriam co
robisz wy tych okolicach?-pytam
Po jej stroju i
manierach widać że się ma do czynienia z arystokratkę.
-Ja? Sama nie wiem
pojechałam z bratem na jakieś zebranie i dosyć dziwne że o tym nie
wiesz….Przecież ono odbywa się w tym domu.-Wydaje się lekko zakłopotana
-Co…?-Pytam
zdezorientowany-Jakie zebranie? Tu?
Kiwa potakująco
głową moje przemyślenia przerywa łopot smoczych skrzydeł wiem to doskonale w
końcu sam nim jestem. Słyszę jakiejś krzyki a towarzysząca mi brunetka
gwałtownie wstaje przewracając krzesło.
-Co to?-pyta
przestraszona
-Smok-Jedno proste
słowo a wywołuje tyle emocji
Gwałtownie podbiega
do drzwi i wybiega przez nie podąża za mną. Instynktownie wyczuwam
niebezpieczeństwo widzę dwóch chłopak wpatrujących się w niebo ku nim opada
granitowy smok którego nie znam.
-Kay-mówi przerażona
brunetka już ma zamiar pobiec do brata gdy chwytam ją za ramiona
-Nie, ku nim zmierza
smok narazisz się tylko-szepcze
Zastyga w bezruchu a
ja puszczam ją staram się ocenić intencje targające moim pobratymcem. Smoczycna
gdyż to jest ona trzyma coś w szponach wydaje się być zdecydowana i wręcz
okrutna. Nie wiem co zrobi… Kucam w każdej chwili gotowy przemienić się w swoją
prawdziwą smoczą formę. Moje czerwone oczy niebezpiecznie błyskają. Kontem oka
dostrzegam ruch po mojej prawicy i widzę Sashe razem z paroma osiłkami. Skąd
oni się tu wzięli przecież ona nigdy nie wydała by innego smoka. Smok jest już
blisko kiedy dostrzega mnie rzucam jej spojrzeniem wyzwanie jednak ona go nie
podejmuje rozwija skrzydła i porzuca zawiniątko na ziemię. Wycofuje się… Mądrze
z jej strony. Wstaję i widzę jak Marien podbiega do brata i rzuca go powtórnie
na ziemię. Nic z tego nie rozumiem… Co do tego ma Sasha i dlaczego nazywają ją
kapitanem?? Dwóch żołnierzy podchodzi do porzuconego ciała a moja opiekunka
wydaje im rozkazy.
-Zabierzcie ją do
środka musimy omówić coś się stało…-mówi ochryple
Wychodzę z cienia i
chowam ręce w kieszeniach i pytam beztrosko.
-A może by tak
najpierw mi wyjaśnić co tu się dzieje
Sasha zatrzymuje się
w pół kroku i obraca w moim kierunku.
-Co ty tu robisz?
-Ja? Ja tu tylko
mieszkam-Mój głos aż ocieka sarkazmem
Przeczytałam wszystko i muszę stwierdzić że....
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne. Czekam na nexta. Życzę weny
Ciągle czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dokończyłam czytanie Twojego bloga i powiem po prostu wow...
OdpowiedzUsuńGdzieś ty była przez ten cały czas? Te smoki po prostu... kocham Cię za to opowiadanie <3
Czekam na następny post
Twoja fanka
Ps. Zapraszam do mnie na nowy rozdział http://zycie-jest-jedno06.blogspot.com/?m=1
Dzięki wielkie dzięki :) Nowy rozdział pojawi się już niedługo :D ^.^
Usuń